Odpłynęło babie lato,
przeminęła złota jesień,
teraz mamy zimę za to
która swe zalety niesie.
Na tarasie psy warują
bo to ich natura taka,
po swojemu zimę czują
choć ta bywa różnoraka.
Na kalinie przy balkonie
już do kolacji zasiadł kos,
Marcin w śniegu po pas tonie:
szufla śmiga,błyszczy nos.
Biała panna na urlopie
więc jej zimą nie zobaczysz,
nie podglądaj damy chłopie
bo pokazać się nie raczy.
Choć dzień zimny ale dobry
kończy długi,mrożny styczeń....
Co dziś robią nasze bobry,
może teraz je policzę?
Udajemy się nad rzekę
po kolana w puchu białym,
tu nie liczę się z mym wiekiem
a psy w toni oszalały.
Łąka równa jak lotnisko
i do tego cała biała,
zima trzyma w garści wszystko-
woda w rzece jest jak skała.
Rzeka jest w okowach mrozu
ale mądre bobry chyże
założyły swe obozy
w głębi która jest dna bliżej.
Tuż po łące zając biegnie
pies go nie dopędzi teraz,
już po setce Ziunia legnie
i się w śniegu sponiewiera.
Śmiech się perli co nie miara
i przysłowie nowe rodzi:
"od zająca ci psie wara-
ścigać głodnych się nie godzi!"
Dzień swój schyłek już notuje
a ja biegam po dywanie,
coraz więcej mocy czuję,
co się z moim sercem stanie?
Niebo stroi się gwiazdami
jakby dzień zatrzymać chciało,
mróz wciąż skrzypi pod nogami
choć w duecie wciąż ich mało.
Tak jak latem po dywanie
z wielu kwiatów kolorowych
przyjdziesz do mnie me kochanie
w białym puchu do połowy.
Powracamy już wieczorem,
Koko z Azą biegną z przodu,
w styczniu kocham taką porę-
wnet wchodzimy do ogrodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz