Słońce po świecie grasuje,
odwiedza też pola nasze,
dokładnie je wszystkie lustruje
zanim odleci jak ptaszek.
Popołudniem pażdziernika
na Zarzece mej kochanej
złote słońce wcześnie znika-
czyżby miało drugą zmianę?
Wnet przemieszcza się za wzgórze
po zachodniej nieba stronie,
na Mareczkach robi dłużej-
jeszcze mnóstwo minut płonie!
U nas wieczór już zapada,
u nich dzień się wciąż panoszy,
mrok się na Zarzekę skrada-
fiolet jak atrament mnoży.
Dziarski księżyc na niebie
wciąż nabiera srebrnej mocy
i tak będzie pewny siebie
aż do końca długiej nocy.
A gdy pełnia jest księżyca
nocka za dzień się przebiera
i naiwna się zachwyca
jak się po wsi poniewiera.
A kiedy noc się wydłuży
z tarczy zostanie już sierp,
jesień butę mu zburzy
i szydząc powie:"to cierp!"
Słońce by skarpę pokonać
i wylądować w Mareczkach,
wysoko wznosi ramiona,
skacze jak Urania grecka.
Ono salonów ma mnóstwo:
spać chodzi gdzieś na zachodzie
a rano piękne jak bóstwo
radosne wstaje na wschodzie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz