Fajter

Dzień zaczynam od modlitwy
by nakarmić moją duszę,
potem toczę różne bitwy
bo ja walczyć ciągle muszę.


Jak rozpocznę dzień słoneczny
kiedy z łóżka wstać nie mogę?
Gościec wrzucił mi bieg wsteczny
i me plany tkwią pod progiem!

Kiedy starość jest ciężarem
praca jest mym wybawieniem
bowiem tworzy ze mną parę-
przyjacielem jest i cieniem.

Ona wspiera mnie w batalii
mych potyczek z samym sobą:
trzyma fason,wzmacnia talię
kiedy walczę całą dobę!

Przypadłości wciąż krępują
moje małe,stare ciało,
lecz duch z nimi tak wojuje
jakby zmagań miał wciąż mało!

By panować nad materią,
ramię ducha tnie jak mieczem
i rozdaje razy serią
nim choróbsko precz uciecze!

Jeszcze serce się kołacze
choć tak długo krew mą tłoczy,
gdy się zmęczy łka i płacze;
przez mgłę widzę świat uroczy!

Nad mą chatą słońce stare
jeszcze tyle ciepła sypie
aby dogrzać życie szare,
ale śmierć już okiem łypie!

Gdy zadzwoni już mój dzwonek
wnet opuszczę kruche mury,
jeszcze nocka,jeszcze dzionek
i odpłynę Ponad chmury!

Kiedy dotrę Tam gdzie muszę
być, to nie będę przecież sam,
znów do walki rażno ruszę
bo ja naturę taką mam!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz