Śladami Ikara

Ciepłe słowa, uścisk dłoni,
Pożegnanie jak co roku,
A myśl już w przestworzach goni
I odwagę ma u boku.



Ptak stalowy mknie do góry,
Nad Warszawą zachód słońca,
wokół ani jednej chmury,
droga ściele się bez końca.

Drugi kwadrans gwiazdy sypie
bo to przecież mleczna droga,
pełnym okiem księżyc łypie,
jak latarnią Pana Boga.

Lot nikomu się nie dłuży
mkną godziny i mkną chwile,
w tej podniebnej ich podróży,
ile jeszcze drogi, ile?

I tak lecą wciąż do słońca
upojeni lotem swym.
Lecą, lecą tak bez końca,
bo wyrosły skrzydła im.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz