Metamorfoza

Bizneswoman ona,
wytworna niby dama,
majętna niech ja skonam
lecz mieszkająca sama.



Spotkała jego właśnie
na placu Czechowicza.
i całkiem tak jak w baśni
on zaczął ją zachwycać.

Bo oczy miał jak gwiazdy
a nos jak u Cezara,
to wyższa szkoła jazdy
gdy wszystko bierzesz naraz.

On miał przetarte spodnie,
koszulę w szkocką kratę
wyglądał staromodnie
i jeździł starym gratem.

Mówiła mu swym altem
w przepiękną letnią porę,
że grosza nie jest warte
samotną być wieczorem.

Szczęśliwą cię uczynię
(on tak jej odpowiadał)
nim dzisiaj północ minie…
Więc go słuchała rada.

Bezpieczną będziesz mała…
(tak dalej opowiadał)
a ona go słuchała
jakby jej czegoś zadał.

Rano już przekonana,
w cudownym też humorze,
że ma swojego pana…
Los w jego ręce złożę.

Ja dodam mu odwagi,
wprowadzę na salony,
potem dla równowagi
podzielę się mamoną.

Diamentem był na jawie
co zostać ma brylantem,
spodnie mu uszył krawiec
z najdroższym w świecie kantem.

Lexusa mu kupiła
i dała karty złote
a wszystko to zrobiła
po prostu mimochodem.

Ja będę twoim carem
a ty koroną moją,
będziemy tworzyć parę
o którą wszyscy stoją.

Przyjaciół mieli masę
bo byli teraz parą
a on wydawał kasę
gdy licytował karo.

Bażanty i szampany,
kwiczoły i portwainy,
znów wieczór jest udany…
och jakiż on jest fajny.

Floryda i Seszele,
kasyna aż w Las Wegas,
radości mają wiele
a many wciąż ucieka.

Gdy mamą zostać miała
zabawy się skończyły
i wszystko mu oddała
bo przecież taki miły.

Dziś w domu ciągle siedzi
i dzieci wokół matki
a ona wciąż się biedzi
jak tu wychować dziatki.

On biznesmenem został
bo też ma wielką klasę
a rzecz zwyczajnie prosta
że w domu bywa czasem.

Zegnajcie bez urazy
gdy zakończenie głupie –
bo ten co nie ma kasy
niech siedzi na swej d...e.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz