Nad Warszawą

Spokojny wieczór się zbliża
a deszcz wciąż leje nad miarę,
uważnie lot swój obniżam
choć w możliwości mam wiarę.


Ćwierć wieku jestem pilotem,
maszynę znam jak kobyłę:
wszystkie zalety i psoty,
skłonności oraz jej siłę.

Aby móc latać po świecie
jeden zespół tu  nie starczy,
bo przecież wszyscy już wiecie
że można wrócić na tarczy.

Musimy mieć serce jedno,
do tego też wspólną duszę,
wiem że trafiłem znów w sedno
zanim w przestworza wyruszę.

Ufamy sobie wciąż wzajem
zanim na pas wykołuję,
lot dla nas jest istnym rajem
gdy adrenalinę czuję.

Nim maszyna start zaliczy
i w przestworza się uniesie,
ja już myślę o kotwicy,
jak z powrotem nas przyniesie?

Lot dzisiejszy już się kończy,
ptak się zniża nad Warszawą,
wieża ze mną wciąż się łączy,
wkrótce słyszę głośne:brawo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz