Kiedy dzień się kończy
i wieczór zapada
ubrany w opończę
zmrok się do wsi skrada.
Pod chaty podchodzi
i lampy zapala,
w szarudze powodzi
odetchnąć pozwala.
Pies w budzie się chowa
a wróble pod daszkiem,
choć ich już połowa
w głowach wciąż igraszki.
Sołtys fajkę pali
i myśli głęboko:
"jak ma grunty scalić?"
-mruży przy tym oko....
Proboszcz długo klęczy
gdy szepcze modlitwę
a nad biurkiem ślęczy
jakby staczał bitwe.
"Datki mamy małe
a potrzeby duże,
rozgrzeszenia dałem
więc duszyczkom służę."
Szczeka pies uparcie
do pełni księżyca,
nie da mu na warcie
spać biała kocica.
Wokół lampy azyl
przez długie godziny
panią Jadzie darzy
amnestią za winy.
Program taki duży
a uczniowie mali,
kto proporcje zburzy
będą go kochali.
Miast sobie odpocząć
wójt zachodzi w głowę
co ma teraz począć
gdy zaręczył słowem?
Otrzyma dotacje
i środki zgromadzi,
przyznają mu rację-
wszyscy będą radzi.
Młodość na ulicy
pierwsze mury burzy,
pocałunki liczy
zanim się zadurzy.
Księżyc wlazł za chmurę
choć nocy połowa,
w budzie drzemie Burek
bo mu ciąży głowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz